MO Katowice: Nieprześniona dekada

4 min czytania

Podsumowanie 10-lecia Katowice Street Art Festivalu

Podsumowanie 10-lecia Katowice Street Art Festivalu w kontekście wystawy Demontaż, tekst Nieprześniona dekada autorstwa Radka Kobierskiego

Miasto marzeń. Pochwała miasta. Miasto w kryzysie. Wyjść poza street art. Urban sound. Street AiR. Tak brzmiały hasła, myśli przewodnie, słowa-klucze do kolejnych edycji streetartowego festiwalu, który przez ostatnią dekadę przemieniał Katowice i co równie ważne myślenie o mieście.

Staram się zachować chronologię, choć pamięć może szwankować. Nie byłem obecny od początku. Zacząłem, kiedy centra głównych miast Śląska i głębokie, oddalone od niego prowincje miały już swoje liczne muralistyczne reprezentacje. Mariacka Tylna chwaliła się wielką, barwną ornitologią (kur i kruki) Aryza i Roa. Escif zdążył już namalować na Wełnowcu wyłącznik (OFF_ON), a SpY przymierzał się do monumentalnego napisu THINK na granicy Janowa i Szopienic. W Załężu przy ulicy Gliwickiej, jeszcze zanim rozgościła się tam Mona Tusz i Miko Skapa, a chwilę później Ian Strange opakował załęski dom w mieszczańską tapetę, w tym robotniczym i maczoistycznym Załężu argentyńska muralista Hyuoro zwielokrotniła postać kobiecą a właściwie dziewczyńską i wyposażyła ją w M-16 (taki site-specific a rebours).

Tak, to już dziesięć lat od pierwszych wystąpień. Pełna dekada najlepszych dla Śląska czasów w sztuce streetartowej. Dziesięć lat, które odmieniły nie tylko ściany śląskich kamienic, przejść podziemnych, mostów i garaży, wpisując się na stałe (choć to nie za długie stałe”) w urbanistyczny pejzaż miast, ale również stworzyła platformę do dyskusji na temat przestrzeni miejskiej, lokalnej historii, roli partycypacyjnej w powstawianiu projektów, na temat ekologii, spuścizny poprzemysłowej, sztuki społecznie i politycznie zaangażowanej.

I co może najważniejsze była to dekada, w której znalazło się miejsce zarówno dla dekoratywnego bumu i pełnej formalnej otwartości (miasto marzeń, pochwała miasta), jak i krytycznej analizy działań, która zaowocowała w 2017 roku zmianą narracji. Miasto w kryzysie” eksponowało jeszcze swój wizualny potencjał bo jakoś musiało opowiedzieć o kryzysie ekonomicznym i politycznym, o zatłoczonych metropoliach, o przemysłowej historii regionu, o postępującym bezrobociu i ekologii (wł. kryzysie wyobraźni ekologicznej), ale już rok później mówiło się o wyjściu poza street art, o redefiniowaniu strategii (chcemy poszukać nowych przestrzeni, żeby sprawdzić, czy stare się nie wyczerpały”). Miejsce murali zajęły plenerowe instalacje (Szymon Pietrasiewicz i pracownia Rewiry, neon Zachód słońca” Supergut Studio), warsztaty grafiki, koncerty i pokazy filmów, wystawy w galeriach (Zbiok&Zajączkowska), prace renowacyjne (Społeczna Pracownia Mozaiki i pomnik Rodziny).

Potem wiosenne święto street artu przeszło w formę rezydencjalną, zaproszeni artyści zapoznawali się z historiami lokalnymi, tworzyli platformę do dyskusji, wymiany doświadczeń i partycypacji (program AiR), w efekcie czego miały powstać projekty typu site-specific (m.in. Muzeum społeczne” Krzysztofa Żwirblisa, wystawa Częstotliwość światła” Miroslava Vaydy, Riposta” Anny Płacheckiej i Julii Biczysko, Dom nad Ruczajem” Jakuba Szczęsnego). Matylda Sałajewska, podsumowując Dziennik Rezydencyjny II, napisała Trudno mówić o sztuce bez kontekstu społecznego, bez nawiązania do aktualnej sytuacji, bez reakcji na bodźce zewnętrzne i zmiany w błyskawicznym tempie zachodzące we współczesnym świecie. Artysta nigdy nie tworzy w próżni, w oderwaniu od otaczającej go rzeczywistości“.

Rok przed nastaniem pandemii festiwal kojarzony przede wszystkim z różnymi formami wizualnymi, znów zmienił kierunek (wciąż pozostając jednak w obrębie spraw miejskich), postanowił połączyć działania wizualne (w tym krytyczne) i dźwiękowe. W ten sposób powstały trzy instalacje: Woodpeckers” Marco Barottiego, Kasandra” Pawła Kluczyńskiego i The Wall of Sound” grupy Pangenerator.

Wystawę Demontaż”, która obecnie gości w galerii KMO, można w zasadzie potraktować jako epilog tej ostatniej dekady, podsumowanie ewolucji, jaką przeszedł Street Art Festival i Street Art AiR. Ewolucji przemyślanej i kontrolowanej. Demontaż” odnosi się w dużej mierze do spuścizny popeerelowskiej, do naszego stosunku wobec trudnego dziedzictwa”, do źle urodzonych” (wedle określenia Filipa Springera). Ale sugeruje również, oczywiście nie wprost, strategię, którą można zastosować, i która jest już realizowana w działaniach KSA AiR - aktywnego udziału w przeobrażaniu wizerunku miasta tak lokalnego, jak i globalnego. Jednym z najtrwalszych pomników minionego czasu są bowiem nie jego monumenty, lepiej lub gorzej urodzone, ale bierna postawa społeczna, siła inercji. Łukasz Tudzierz w jednym ze swoich felietonów napisał: Ślązacy dostosowywali się do zasad i praw, jakie przychodziły wraz z kolejną państwowością lub zmianą systemu politycznego. Konformizm i podporządkowanie bardzo łatwo pomylić z obojętnością, która dla śląskiej kultury w dłuższej perspektywie czasu może okazać się zabójcza”.

Otóż Street Art między innymi zaczął demontować to wewnętrzne, śląskie, poczucie niemożności. Tak w odniesieniu do jednostek, jak i całego organizmu społecznego, jakim jest miasto. Wciąż jest wiele do zrobienia. Chciałbym wierzyć, że ani pandemia, ani centralna polityka nie zdefraudują tego kruchego osiągnięcia.

Miasto Ogrodów Instytucja Kultury im. Krystyny Bochenek, miasto-ogrodow.eu/news/view/id/600

Autor: krystian